Flexitarianizm, choć może nadal brzmieć dla nas dość egzotycznie, nie jest koncepcją pierwszej świeżości. Za oceanem już w 2003 roku wygrał w tamtejszym odpowiedniku konkursu na Słowo Roku – konkretnie w kategorii na wyraz Najbardziej Użyteczny. Fun fact: w tym samym roku zwycięskim słowem w kategorii ogólnej był przymiotnik metroseksualny 😉
Jednak elastyczny wegetarianizm, bo tak można też nazywać dietę flexitariańską, na naszym poletku wszedł do mainstreamu stosunkowo niedawno. Dlaczego? Przede wszystkim zmienia się na lepsze polska sytuacja socjoekonomiczna, dzięki czemu częściej podejmujemy świadome wybory z zakresu szeroko rozumianej ekologii, dietetyki czy profilaktyki zdrowotnej. To, co jeszcze 15 lat temu było nie do pomyślenia, dzisiaj jest już normą, jak chociażby noszenie płóciennej torby na zakupy, poranny jogging czy wybór niestandardowej diety.
Chociaż w zasadzie ciężko nazwać flexitarianizm dietą niestandardową – jej główną zasadą jest bowiem zastąpienie części spożywanych produktów mięsnych potrawami roślinnymi. De facto nie jest to więc dieta wyłączeniowa, w przeciwieństwie do podobnego wegetarianizmu. To czyni ją znacznie bardziej przyjazną dla szerokiego grona ludzi, którzy nie są w stanie całkowicie porzucić steku czy schabowego, za to wykonalne dla nich jest raczenie się nimi w trakcie obiadów na mieście czy świąt w domu rodzinnym. Istotny jest też fakt, że elastyczny wegetarianizm nie wymaga redukcji mięsa pod względem jakościowym, a jedynie ilościowym: tym samym smakosz baraniny nie będzie płakał nad potrawką z kurczaka i na odwrót. Dla każdego coś dobrego.
Korzyści ze stosowania flexitarianizmu można odnotować na wielu polach: zdrowotnym, psychologicznym czy chociażby ekonomicznym. Jednak niesamowicie ważna jest zaleta płynąca dla planety i całego ekosystemu – stosując elastyczny wegetarianizm zmniejszamy ślad węglowy, czyli emisję gazów cieplarnianych. Redukując ilość spożywanego mięsa postępujemy etycznie w mikro i makroskali, bowiem hodowla zwierząt generuje największe straty zasobów odnawialnych i nieodnawialnych.
Wykazano też, że spożycie czerwonego mięsa w dużych ilościach jest czynnikiem predysponującym rozwoju nowotworów, a stosowanie diety flexitariańskiej zmniejsza ryzyko przedwczesnej śmierci (spowodowanej, np. chorobami krążenia) o 19%!!! Jest to niesamowity wynik! Dla porównania, klasyczny wegetarianizm zmniejsza to ryzyko o 22%.
Załóżmy że przedstawione przeze mnie korzyści przekonały Was do przejścia na flexitarianizm. Jak więc się za to zabrać? Na początku proponuję ustalić nie więcej niż trzy mięsne dni. W tym czasie będziecie mogli przetestować parę roślinnych przepisów z Kuchni Bez Tabu i – mam nadzieję! – zaadaptować je na stałe do swojego jadłospisu. Po około trzech tygodniach przyzwyczaicie się do nieco bardziej warzywnej kuchni – jest to znak, że można zejść do dwóch, a może nawet jednego mięsnego dnia? To już bardzo indywidualna sprawa 🙂
Jeżeli ktoś spróbuje przejść na flexitariańską stronę mocy – piszcie komentarze, wrzucajcie zdjęcia i oznaczajcie mnie na Instagramie. Trzymam za Was kciuki! 🙂
Dodaj komentarz